[Etude House] - "I need you"

Dziś jedna wielka recenzja wszystkich maseczek. Zacznijmy od pierwszej, która miałam przyjemność użyć!

Sposób użycia: maseczkę należy nałożyć na oczyszczoną skórę twarzy na około 20 minut, tak by substancje odżywcze zawarte w produkcie wniknęły w głąb skóry. Pozostałą zawartość produktu delikatnie wklepać i pozostawić do całkowitego wyschnięcia.

Tak wyglądałam przed moją "tygodniową kuracją do studniówki":

Rice
Jest ona stuprocentowo przeznaczona do oczyszczenia cery. Umieszczona jest w jasnym opakowaniu w ziarenka ryżu i kłosy(?) rośliny, o kolorze beżowym. Wygląda na prawdę super. Sama maska ma piękny zapach. Jeśli wyciska się resztki z opakowania widzimy, że kosmetyk ma kolor biały i jest lekko wodnisty. Dość szybko (po zdjęciu maski) wchłania się w skórę i moim zdaniem nie ma potrzeby używać dodatkowo kremu, przynajmniej moim zdaniem :) Rano moja buzia była jakby posmarowana świeżo kremem, po umyciu wodą skóra była przyjemna w dotyku.



Tea Tree
Przeznaczona do łagodzenia skory i jej oczyszczenia. Jest w zielonym opakowaniu z rysunkami gałązek herbaty i krzyżykami. Zapach przyjemny i nienachalny. Jest mocno wodnisty (w porównaniu do tego powyżej), a sam kosmetyk jest przezroczysty. Po nałożeniu czuć lekkie chłodzenie. Kiedy specyfik się wchłonie buzia jest nieco lepka, ale rano jest bardzo miła w dotyku. 


Bamboo
Maseczka przeznaczona do oczyszczenia i nawilżenia skóry. Również jest w zielonym opakowaniu, ale umieszczone są na nim pędy bambusa i kropelki. Również jest wodnisty i przezroczysty, ma delikatny zapach. Szybko się wchłania i buzia nie jest aż lepka jak po Tea Tree.


Honey
Przeznaczona do głębokiego nawilżenia. Jest w żółtym opakowaniu z pałeczką z miodem i śmieszną pszczółką. Specyfik ma lekki zapach nastawu na miód pitny (głodnemu chleb na myśli). Jest koloru białego. Skóra jak po porządnym kremie nawilżającym, choć wieczorem buzia była lepka.


Korean Ginseng
Maseczka przeznaczona do rewitalizacji i odżywienia. Jest w bezowym opakowaniu z korzeniem w (chyba) w okularach. Ma dość specyficzny zapach jakiegoś korzonka, choć nie jest to nie do zniesienia. Rano buzia była faktycznie żywsza, na potwierdzenie dostałam komplement, że bez makijażu wyglądam bardzo ładnie (jakbym użyła m. in. bronzera, a ostatnio byłam bardzo blada jak na siebie).


Zalety:
# mają ładne, delikatne zapachy;
# szybko się wchłaniają;
# mimo wodnistej konsystencji trzymają się na buzi dzięki masce;
# działają zgodnie z przeznaczeniem;

Wady:
# maseczki oczyszczające działają w sposób "wydobywczy", czyli wyciągają krostki na zewnątrz (nie warto stosować przed ważną imprezą; przynajmniej tak działała u mnie);

Moja kuracja jeszcze się nie skończyła, mam jeszcze 1 rzecz do przetestowania, jednak nie jest to maseczka. Ten następny post pojawi się prawdopodobnie w sobotę :) 

Najzabawniejszą rzeczą dla mnie był fakt, że ta maska to na prawdę maska. Kiedyś czytałam o tym, ale kompletnie zapomniałam, a teraz... Tata każe gasić światło, bo będzie miał koszmary. Faktycznie, wygląda się w tym nieco jak psychopat ;D Pod spodem moje pierwsze nieumiejętne nałożenie :)


Komentarze

  1. nie spotkałam się nigdy z tymi maseczkami ;) ale uwielbiam takie i sama mam zamiar własnie za chwilę jedną użyć ;)
    http://creamshine.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Zadziwia mnie Twoje poczucie humoru, może nie zauważalne gołym okiem. Twój styl pisania niesamowicie przyciąga, poważnie. Bo czytając pierwsze zdania, nie zdążyłam się zorientować, że juz kończę. Rób dalej to co robisz i nie jest to pusty komentarz.

    http://bruise-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz, to dla mnie ogromna motywacja do dalszego działania! Zachęcam do zostawienia linka do swojego bloga - będzie mi łatwiej go znaleźć. :)

Komentarz = zgoda na przetwarzanie danych!

Popularne posty