Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy!


Warto pomagać! Nawet najmniejszy gest, z pozoru mało ważny (taki jak pomoc w pozbieraniu jabłek uciekających z rozdartej siatki lub pomoc przy wstaniu starszej osobie), zmienia świat na lepsze. Dzień staje się piękniejszy nie tylko dla kogoś, komu pomogliśmy, ale także i dla nas. Osobiście staram się pomagać jak tylko się da, dlatego w WOŚP angażuję się na 1000000%! Tak było i tym razem. Choć nie do końca szczęśliwie dla mnie, gdyż skutki odczuwam do dziś. Jak nie zatańczę na swojej studniówce, to kogoś chyba zabiję :)


Rano, na 5 minut przed wyjazdem i po otrzymaniu identyfikatora, dowiedziałam się, że jadę do innego miasta na cały dzień. Nie taka była umowa (choć cieszę się, że Tato mi ufa). Miałam spędzić dzień przy siedzeniu i pilnowaniu dużej puszki, ze względu na kontuzję. Mój upadek na łyżwach okazał się poważniejszy niż mi się wydawało. Wracając, niestety, w tym mieście nie załatwili identyfikatorów i nie mogliby zbierać pieniędzy. Nie wiem z jakiego powodu, ale lekkie rozczarowanie było. W cztery osoby pojechaliśmy. Tam też miałam siedzieć i co? Siedziałam, ale pod koniec imprezy, około godziny lub dwóch przy stoisku z ciastem. Większość to było stanie, chodzenie. Nie było też jedzenia, ale chociaż zasponsorowali nam pizzę. Po przegryzce (nigdy nie byłam tak głodna) dalej do pracy. Poznałam tam wspaniałe i utalentowane dziewczyny i chyba to uważam za jeden z największych plusów, a było ich aż dwa. Ten drugi to oczywiście niesienie pomocy. 

ZESPÓŁ HIROSHIMA


Wróciliśmy późno. Załapałam się na jeden koncert, gdzie zrobiłam zdjęcia, na ostatni nie poszłam. Nie miałam sił. Wcześniej jak wilk pochłonęłam zimny obiad, więc usiadłam ze znajomymi przy puszce. O 20 światełko do nieba i do domu. Dwa kilometry na piechotę. Wieczorem nie mogłam stawać na lewą nogę. Ale to dopiero początek. Rano z pozoru przyjemnie, ale po 4 godzinach w szkole to samo. Wróciłam do domu kulawa jak nigdy dotąd i tak do końca dnia. Wczoraj to samo. I dziś. Na prawdę się boję o swoją studniówkę. Balerin nie mam. Mam iść w trampkach? Szczerze liczę na to, że przestanie, choć na chwilę, na jakąś godzinę. Za rok też wezmę udział. Ale nigdzie się nie ruszam. Dzień zepsuty, tydzień zepsuty, noga boli, strach i niedowierzanie. Kocham WOŚP, ale takich cyrków już nie. Żalu nie wypada mi chować, ale co ja zrobię, jak nie mogę chodzić? A wam jak minął WOŚP? Pomagacie? Czy ignorujecie? Piszcie!


Komentarze

  1. To szok, że tak źle zorganizowali akcje. Świetnie, że to nie zraziło Cię i już planujesz iść na następny raz. Trzymam kciuki, żeby udało Ci się iść na studniówkę. Powodzenia To Co Kocham :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko w tym mniejszym miasteczku, podobno na ostatnią chwilę nastąpiła zmiana organizatora i nic nie było zrobione. Z tym jedzeniem było przegięcie, bo musieliśmy zakomunikować, że chcemy jeść... No i z tym moim chodzeniem. W moim mieście wszystko było cudownie wręcz :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz, to dla mnie ogromna motywacja do dalszego działania! Zachęcam do zostawienia linka do swojego bloga - będzie mi łatwiej go znaleźć. :)

Komentarz = zgoda na przetwarzanie danych!

Popularne posty